10 japońskich rzecz, które akurat byłoby fajnie mieć w Polsce

kolej

Japońskie pociągi. Źródło: Wikipedia Commons. Wszystkie obrazki pochodzą z tego miejsca.

Tak sobie oglądam te japońskie kreskówki i oglądam, poznaję tą obcą kulturę i poznaję i generalnie zachwycony nie jestem. Niemniej jednak od czasu do czasu widzę jakąś rzecz, którą fajnie byłoby posiadać w naszym kraju. Postanowiłem zrobić więc krótką listę japońskich dziwactw, które fajnie byłoby mieć w Polsce.

10) Sprawną komunikację zbiorową

kolej2

Pociąg wysokiej szybkości. Źródło: Wikipedia Commons.

Japońska kolej posiada opinię jednej z najlepszych na świecie, jeśli nie na świecie najlepszej, podobnież wysoko oceniane są linie autobusowe, żółtki dysponują też sporo większą ilością linii metra od nas. Normą są pociągi poruszające się z prędkością 320 km/h, czyste i wygodne. Rzeczą niezwykłą: opóźnienia, spóźnienia składów lub ich zupełne odwołania. Co ważniejsze: kursują one punktualnie, nie zważając na takie zjawiska jak deszcz czy śnieg.

W Polsce dominującym typem pociągu jest EN57, których produkcję rozpoczęto w roku 1961, a wstrzymano w 1991. Mimo to nieprędko zostaną zmienione na coś lepszego. Ich stan techniczny pozostaje wiele do życzenia, podobnie jak czystość. Jeśli chodzi o punktualność… Cóż, kiedyś dużo jeździłem pociągami, najdłuższe opóźnienie jakie widziałem to 270 minut (cztery godziny i trzydzieści minut) co jest chyba maksymalnym wynikiem, bo na tej wartości zacina się licznik na Dworcu Centralnym. Z przyzwyczajenia wiem, że zima w Polsce zaskakuje nie tylko drogowców, ale także kolejarzy (których nawiasem mówiąc czasem zaskakuje też szron i grad).

9) Internet

Zależnie od źródła Japonia plasuje się na 2 lub 3 miejscu wśród krajów o najszybszym internecie. W lipcu 2013 średnia prędkość internetu w Japonii wynosiła 42 megabity na sekundę i była 14 razy większa, niż średnia prędkość w Polsce. Oczywiście taki luksus ma swoją cenę. Ta jednak nie jest specjalnie wygórowana bowiem przeciętny abonament na Internet w Kraju Czarodziejki Z Księżyca jest 30 razy niższy niż w Kraju Bociana.

Jednocześnie w tym samym momencie na rynku była oferta połączeń o mocy 2 gigabitów na sekundę dla średniozamożnych. Jej cena wynosiła 51 dolarów. Czyli jakieś 150 złotych. Nie aż tak strasznie.

W sumie to trudno się dziwić, że z domów nie wychodzą.

8) Pensje

jeny

Pieniążki. Jeden jen to na nasze 3 grosze. Na fotografii widzimy więc sumy, po które warto się schylać. Źródło: Wikipedia Commons.

Tu nie zajmę Państwu dużo czasu. Najniższa krajowa w Japonii wynosi około 1500 dolarów. Średnia krajowa: około 20.000 dolarów miesięcznie, choć przeciętne wynagrodzenie nie jest już aż tak atrakcyjne i wynosi zaledwie około 3000 dolarów.

Oczywiście Japończycy przez swój chory etos pracy muszą się strasznie naharować, żeby taką pensję dostać, problemem są też legendarnie niesmerfne ceny, jednak mówimy tu o rzeczach, które są fajne (pieniądze), a nie takich, które są do luftu.

7) Street Food

Pomimo, że jedzenie na ulicach jest w Kraju Gwałcimacki czynem dyskredytującym człowieka w stopniu zbliżonym, jak w Europie potrójne morderstwo, Japonia, podobnie jak większość krajów Azji (ale też Afryki i Ameryki Południowej) posiada bardzo rozwiniętą kuchnię uliczną o długiej tradycji i ogromnym bogactwie sięgającym kilku tysięcy przepisów.

Osobiście nie upierałbym się, żeby Polska musiała wzbogacać się akurat o japoński street food, tym bardziej, że kuchnia tego kraju jest dziwna, droga, trudna i (moim zdaniem) niekoniecznie najsmaczniejsza na świecie. Niemniej jednak budek z kebabami nigdy za dużo.

6) Niesłodkie napoje chłodzące

Japończycy znani są z dziwacznych słodyczy w rodzaju wafelków o smaku sosu sojowego, lodów o smaku wołowiny etc. Mania ta przekłada się również na napoje chłodzące. Wybór smaków napojów wygląda mniej więcej podobnie, sporo mają wynalazków w rodzaju curry, zielona herbata, ośmiornica (to akurat musi być paskudne), fasolka (brzmi paskudnie, ale ekolodzy i wegetarianie to jedzą i nie umierają). Przez wiele lat uważałem ich pomysły kulinarne za bezsensowne, aż pewnego dnia zdarzyło mi się być w obcym mieście w upał. I wychodzi na to, że w takich warunkach pić mogę:

– słodzone napoje

– piwo

– lub wodę

Generalnie słodzone napoje nie są ani wynalazkiem najzdrowszym, ani tym bardziej najbardziej gaszącym pragnienie. Po jednej butelce człowiek ma dość (a spróbujcie sobie zwiedzić obce miasto, przy prawie 40 stopniach upału o jednej butelce oranżady), piwo ma oczywiste wady (zwłaszcza jeśli potem musisz jeszcze wrócić do domu samochodem), a wodę piją tylko zwierzęta.

5) Niesłodkie cukierki

W Polskim sklepie, podobnie jak w sklepie europejskim czy amerykańskim wybór przekąsek obejmuje w zasadzie dwie kategorie: słodycze, chipsy i orzeszki. Wszystkie trzy należą do bardzo kalorycznych: zawierają cukry proste, cukry złożone i masę tłuszczu. W efekcie więc jeść ich nie mogę, bo przy moim trybie życia utyłbym jak świnia.

Japończycy mają trochę inny wachlarz przekąsek, opierający się na ryżu, glonach morskich, fasoli azuki, soi i innych takich. Używają zdecydowanie mniej cukru, bo w ich kulturze nie ma XVII wiecznego podziału na wytrawne dania główne i słodkie desery. Zdrowe to nadal nie jest, za to przynajmniej mniej kaloryczne.

Efektem jest mniejsza zapadalność na choroby cywilizacyjne wywołane złym odżywianiem się (za wyjątkiem anemii i raka żołądka, które spotyka się częściej niż u ludzi zachodu).

4) Kanały informacyjne

Generalnie rzecz biorąc, to z tego, co dane mi było ujrzeć wnioskować można, że japońska telewizja jest tragiczna. Tak tragiczna, że w porównaniu z nią na TVP widać misję i włożone serce. Niemniej jednak jakiś czas temu kolega zaskoczył mnie pokazując mi japońskie kanały informacyjne. Głównie NHK, który leci sobie na cały świat po angielsku.

Sankaku ma swoje cienie i blaski, na przykład momentami czuć w nim propagandę, jednak jeśli porównać go z np. TVN-24 czy innymi, zbliżonymi, to widać, kto tu jest przedstawicielem rozwiniętej cywilizacji.

Główna różnica między polskimi, a ichnimi programami informacyjnymi jest taka, że te drugie nadają informacje, zamiast wywoływać emocje. Dostaje się więc newsy z całego świata, włączając w to miejsca w Polsce pomijane, bo wydające się mało ważne (np. Afryka, Ameryka Południowa), zwykle rzetelne i dokładnie wytłuszczone. Tło najczęściej jest dobierane neutralnie, bez jaj typu „napięcie militarne między Bantustanem, a Republiką Bananowo-Demokratyczną zilustrujemy filmem z manewrów Rosyjskiej Floty Bałtyckiej z przed 10 lat ćwiczącej odpalanie pocisków rakietowych, desant czołgów na plażę i zrzut bomby atomowej”.

Najbardziej natomiast zaimponowały mi programy biznesowe i giełdowe. Goście po prostu czytają w nich analizy techniczne i fundamentalne najbardziej obiecujących spółek. I wygląda to jak coś, na podstawie czego faktycznie można by robić interesy.

3) Zabytki

Widok na Pałac Cesarski w Tokyo. W odróżnieniu od Zamku Królewskiego w Warszawie nie został wysadzony przez Niemców. Źródło: Wikipedia Commons.

Widok na Pałac Cesarski w Tokio. W odróżnieniu od Zamku Królewskiego w Warszawie nie został wysadzony przez Niemców. Źródło: Wikipedia Commons.

Nie chodzi mi o to, że Wawel albo Wieliczka mi się nie podobają i koniecznie chcę je zastąpić Pałacem Cesarskim. Chodzi mi o to, że niestety Japończycy zabytków mają zdecydowanie od nas więcej i w większości niestety lepiej zachowanych. Także tych na skalę światową.

Nie wynika to z faktu supremacji japońskiej kultury nad kulturą polską, co raczej z prostego faktu, że Japończycy byli na tyle mądrzy, żeby zamieszkać na wyspach, zamiast na równinie pomiędzy Niemcami, a Rosją, dzięki czemu przez całą swoją historię to oni byli stroną napadającą, a nie napadaną. W efekcie czego jedyne o co w swojej historii musieli się martwić to trzęsienia ziemi i dwie atomówki. Nigdy też ich kraj nie został dokumentnie ograbiony.

W odróżnieniu od Polski, której planowe łupienie miało miejsce: w trakcie Potopu Szwedzkiego, Rozbiorów oraz obydwu wojen światowych.

2) Dodatkowe 30.000 kilometrów linii brzegowej + subtropikalne wyspy gratis

Kraj Czarodziejki Wielkookich Mutantów ma taką ciekawą właściwość, że leży na wyspach. Położenie takie bardzo by się Polsce przydało i to nie tylko dlatego, że przeszkodziłoby w atakach Niemcom i Ruskim. Morze oznacza nie tylko bezpieczeństwo od wrogów zewnętrznych (w odróżnieniu od zboczonych ośmiornic, rekinów i tsunami), ale też kilometry dodatkowej plaży.

Jakość tej plaży bywa różna. Generalnie na Hokkaido (ta duże najbardziej na północ) panuje klimat raczej chłodny i nieprzyjemny, jednak południowo-zachodnie wyspy obmywana jest przez ciepły prąd morski Kuro-Siwo dzięki któremu lato jest łagodne, a woda znacząco cieplejsza niż w Bałtyku.

Jakby tego było mało Japonia posiada też wyspę Kuisiu, na której panuje klimat subtropikalny oraz archipelag Riukiu, gdzie zimą temperatura rzadko spada poniżej 14 stopni.

1) Rynek kultury

Japoński rynek kultury, niezależnie czy patrzeć na kulturę niską czy wysoką, gry, filmy, komiksy czy książki jest niespotykanie większy, niż Polski. W prawdzie rynek gier wideo, który jeszcze 10 lat temu stanowił około 50% światowego zmniejszył się obecnie do około 10%, jednak nadal są to wartości dużo większe, niż u nas. Dotyczy to też pozostałych mediów. Przykładowo w Polsce status bestsellera zdobywa się sprzedając 13.000 sztuk książki, choć bywają książki, które osiągają dużo lepsze wyniki (np. Zmierzch i Harry Potter sprzedawały się w setkach tysięcy).

W Ojczyźnie Dziwolągów oczywiście też są różne widełki, jednak bajlepiej sprzedające się tytuły potrafią sięgnąć nakładów rzędu 10 milionów egzemplarzy, a funkcjonujące w nim wydawnictwa aktywnie szukają debiutantów. Największe wydawnictwa regularnie co kwartał ogłaszają konkursy na nowe tytuły. W Polsce do tych granic dobiły chyba jedynie poszczególne tomy Harryego Pottera. Skośnoocy natomiast mają takich tytułów kilka w trakcie roku.

Najbliższy naszym standardom jest rynek dojinshi czyli publikowanych samemu komiksów będących najczęściej porno-parodiami wychodzących w głównym obiegu mang, który notuje nakłady rzędu 1.000-5.000 sztuk. Czyli polską średnią.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Top listy i oznaczony tagami , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

11 odpowiedzi na „10 japońskich rzecz, które akurat byłoby fajnie mieć w Polsce

  1. Obiecanki_macanki pisze:

    „Średnia krajowa: około 20.000 dolarów miesięcznie, choć przeciętne wynagrodzenie nie jest już aż tak atrakcyjne i wynosi zaledwie około 3000 dolarów.”

    Średnia jedna, a przeciętna (czyli średnia…) już inna? Coś nie halo.

  2. Piotr "Zegarmistrz" Muszyński pisze:

    Średnia krajowa i przeciętne wynagrodzenie to dwie, zupełnie odrębne wartości statystyczne. Przeciętne wynagrodzenie to pensja, jaką najczęściej dostajesz na rynku pracy. Średnia krajowa to natomiast statystyczna średnia, którą wyliczasz w ten sposób, że sumujesz wypłacone w kraju wynagrodzenia i dzielisz je przez liczbę zatrudnionych. Jak łatwo zgadnąć prezes Sony ma trochię większe wynagrodzenie, niż sprzątaczka w tej samej firmie.

  3. Karolina pisze:

    Czy kanał Sankaku jest dostępny on-line? nie potrafię znaleźć o nim żadnych informacji.

  4. fajny post tylko czcionka straszy polskimi literami w safari

  5. Ja osobiście chciałbym w Polsce – jakkolwiek by to nie brzmiało – japońską technikę toaletową, czyli deskę-bidet. Na zdjęciach wygląda zabawnie, ale w praktyce niesamowicie ułatwia zachowanie higieny po przesiadywaniu na tronie.

  6. MadameWu pisze:

    Po pierwsze to żadna z ww. rzeczy nie jest dziwactwem. A „po drugie” odnosi się do zdania: „oglądam te japońskie kreskówki i oglądam, poznaję tą obcą kulturę i poznaję” – w taki sposób to za dobrze „tej kultury” nie poznasz. 🙂

Dodaj komentarz